piątek, 19 października 2007 12:34
Rok temu w październikowy piątek w Warszawie miałem okazję spotkać się ze znajomą Osobą. Nie pierwsze, nie ostatnie spotkanie. Ładny dzień, piękne słoneczko i gigantyczne korki. Wszak piątek popołudniu. Spotkanie pamiętam do dziś, bynajmniej nie ze względu na słońce czy korki - te powtórzyły się później niejednokrotnie i powtórzą się pewnikiem.
Pamiętam nie ze względu na pizzerię i miły klimat w Panoramie na Pradze. Bywało się wcześniej kilka razy i bywać tam można. Nawet nie ze względu na spacer po warszawskich wertepach wzdłuż działek i budującej się Trasy Siekierkowskiej przy skrzyżowaniu Marsa. W każdej chwili mogę sobie połazić tam czy gdziekolwiek.
Pamiętam ze względu na rozmowę, życzliwą, szczerą, przyjacielską...
Można by powiedzieć, cóż nadzwyczajnego?
Dla mnie niestety nadzwyczajnego. Codziennie wśród ludzi, często morza ludzi... a daleko od możliwości wygadania się. Wśród znajomych owszem o tym, o tamtym, ale cóż więcej...
Czy nie mam wokół siebie przyjaciół, kochanych osób, gdzie można o wszystkim powiedzieć, usłyszeć nie tyle pochwały (bo nie wszystko w mym życiu do pochwały się nadaje), czy moralizowanie, wyrzuty i nagany (nie wszystko jest naganne), ale po prostu zrozumienie?
Są, były... Ale... jakoś nie miały klucza pschocybernetycznego, (że użyję żargonu dla wtajemniczonych) do mnie, by posterować; coś mi się zawsze blokowało, przeważnie przez moje fanaberie i humory...
Ale wówczas mogłem się wygadać i wyrozmawiać.
Mija październik tego roku.
Z tysiącami ludzi i znajomych się spotykam, tysiącami słów otoczony, ale nie otwierają tak jak tamte z przed roku.
Dziś już tylko spoglądam z otwartej i odkorkowanej Trasy przy Marsa w kierunku działek i Panoramy.
Mówią, że historia lubi się powtarzać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz