wtorek, 04 września 2007 14:56
1 września, jak co roku, obchodzimy rocznicę wybuchu II wojny światowej. Tak się dzieje przynajmniej w Polsce. Wiele się o tym pisze, wiele się mówi, wiele się wspomina.
Ja chciałbym skupić się na 3 września.
Dlaczego?
Otóż krew człowieka zalewa gdy się słyszy, jak niektórzy komentatorzy i autorytety mędrkują, że Polska była skazana na przegranie tej wojny, że była do niej źle przygotowana itp. Owszem wspominają czasem o tym, jak nas sojusznicy zdradzili, czy raczej zostawili, ale w dobie unijnej poprawności politycznej w modzie jest raczej krytykować sowietów, (wciąż funkcjonujący rusycyzm), niż Francuzów czy Brytyjczyków.
Strategia dowództwa polskiego przewidywała, iż dzięki zawartym sojuszom i porozumieniom dyplomatycznym, Francja i Wielka Brytania miały zaatakować III Rzeszę z zachodu. Jak pokazują dane, wojna wówczas zakończyła by się szybko i miażdżącą przegraną Niemców. Niemalże wszystkie swe siły Niemcy rzuciły przeciw Polsce; na zachodnich granicach stacjonowały śladowe jednostki wojska.
Jasnym jest, że gdyby te dwa państwa, które miały miażdżącą przewagę nad Niemcami (np. w czołgach 80-krotną) uderzyły, porażka Rzeszy byłaby nieunikniona. Dla Francji była to „śmieszna wojna", Brytyjczycy mieli inne interesy do załatwienia niż ratowanie Polski i osłabianie Niemiec.
Dziś zostaje nam gdybanie: ileż milionów ludzi by nie zginęło, jeśliby na czas rozgromić Niemcy. Jedno jest pewne: honor brytyjski, o francuskim już nie mówiąc, nijak się miał do odwagi, bohaterstwa, waleczności i honoru Polaków. W kilka miesięcy później, wielu z nich wzięło udział w powietrznej „wojnie o Anglię", nie szczędzili życia, cierpień i krwi... i tak na wszystkich frontach.
Dodajmy jeszcze, iż w przeddzień wybuchu wojny Brytyjczycy i alianci otrzymali od polskiego wywiadu gotowe egzemplarze tajnej niemieckiej maszyny szyfrującej Enigmy. Rozpracowanej w całości przez polskich kryptologów. I co na to Brytyjczycy? Otóż według ich kinematografii, plotek i podwórkowych opinii, to głównie dzięki nim Enigma została złamana. Nóż się w kieszeni otwiera... Czyż nie powinienem ich nazwać gnojkami do kwadratu? Jak to mój kolega mówi: zabić to za mało... No cóż powalczmy przynajmniej informacyjnie odkłamując historię. Do Enigmy postaram się jeszcze wrócić.
Na koniec jeszcze wypada przeprosić Czytelnika za brutalność tytułu, ale i tak go złagodziłem...
P.S.
Zamieszczam poniżej fragmenty artykułu z „Naszego Dziennika" (Nr 204/2007r.), s.18 o poczynaniach naszych „sojuszników".
„[...] "Śmieszna wojna"
Założenia planu "Z" były znane naszym aliantom. Mimo to w okresie od 3 września 1939 r. do 10 maja 1940 r. żadne z tych państw nie podjęło energicznych działań wojennych wobec Niemców i faktycznie nie wywiązało się z zobowiązań traktatowych wobec Polski. Sami Francuzi mówili, że to "drôle de guerre" ("śmieszna wojna")! Może więc pora spojrzeć na naszą tragedię wrześniową z innej perspektywy?
Niemcy z jesieni 1939 r. nie były jeszcze tą złowrogą, uzbrojoną po zęby potęgą, która w następnych latach zakrwawi świat i pozbawi życia miliony ludzi różnych narodowości. Krytykom i szydercom, którzy tak często - wprost lub w sposób ledwie zawoalowany - lekceważą wysiłek zbrojny Rzeczypospolitej podczas wojny obronnej 1939 r., warto zacytować ustalenia historyków dotyczące dysproporcji sił i środków między Niemcami a Polską: 5:1 w czołgach, 5:1 w samolotach, 3:1 w artylerii. Nawet w liczbie żołnierzy, w pierwszej fazie obrony, Niemcy nas przewyższali (1,5 mln : 0,9 mln), gdyż nasi alianci skutecznie opóźniali powszechną mobilizację w Polsce, by nie drażnić Hitlera. Ciągle żywy był duch Monachium!
Racjonalnie planując skuteczną obronę przed Niemcami, dowództwo polskie powinno było od początku wycofać główne siły za linię Wisły, pozostawiając na opuszczonym terenie tylko siły porządkowe. Taka strategia groziła jednak nowym układem Niemców z Zachodem, tym razem kosztem Polski. Dowództwo polskie musiało z niej zrezygnować, pozostawiając wojska na rozciągniętym do granic możliwości, pełnym słabych punktów froncie. Jedyną szansą zwycięstwa w tej wojnie był front zachodni. Dlaczego nie powstał? Według ustaleń historyków wojskowości, przewaga Francji i Wielkiej Brytanii była tu miażdżąca: 4:1 w artylerii, 80:1 w czołgach (!) i absolutne panowanie w powietrzu. Zapasy amunicji w jednostkach Wehrmachtu, ulokowanych na zachodniej granicy Niemiec, sięgały zaledwie trzech dni. Niemcy rzucili wszystko, co mieli najlepszego, na Polskę.
Francuzi nie chcieli jednak "umierać za Gdańsk". Może gdyby oczyma wyobraźni zobaczyli swą przyszłą klęskę, hańbę Vichy, kolaborację z wrogiem ich bohatera narodowego, marszałka Petaine'a, zrozumieliby, że to nie jest wojna tylko o Gdańsk, tylko o Polskę. Nie zawsze jednak starcza politykom wyobraźni.
"Cóż za hańba!"
Niedziela, 3 września 1939 r., była w Warszawie, mimo dotkliwych skutków pierwszych bombardowań, dniem radości i tryumfu. Zgromadzeni przed ambasadą francuską warszawiacy utworzyli potężny tłum wiwatujący na cześć naszych wspaniałych sojuszników, którzy dotrzymali zobowiązań. Tego dnia przed południem Wielka Brytania wypowiedziała Niemcom wojnę, kilka godzin później uczyniła to Francja. "Z podpisanych z Polską umów wynikało, że alianci rozpoczną natychmiast ofensywę powietrzną, w skali proporcjonalnej do zaangażowania lotnictwa niemieckiego w Polsce" - pisze prof. Paweł Wieczorkiewicz, znawca zagadnienia.
"Jednak Brytyjczycy i Francuzi, obawiając się tyleż nadmiernych strat, co spodziewanej riposty, ograniczyli się, po kilku nalotach na niemieckie bazy morskie, do obrzucenia terytorium Rzeszy... pacyfistycznymi ulotkami" (!). "Szef brytyjskiej misji wojskowej skomentował to jednoznacznie: 'wstydzę się za mój rząd'"... Alphonse Juin, wybitny francuski marszałek, po wojnie m.in. dowódca sił lądowych NATO w środkowej Europie, napisał z goryczą: "Dlaczego nie zaatakowaliśmy natychmiast na naszym froncie, gdy wojska niemieckie rzuciły się na Polskę? Jakiż błąd niewybaczalny! Nakazywał to przede wszystkim honor (...). Cóż za hańba! (...). Z punktu widzenia strategii popełniliśmy błąd ciężki. Nie było ryzyka. Wszystkie niemieckie dywizje pancerne, z wyjątkiem jednej, były zajęte w Polsce. Niemcy nie mieli prawie żadnych sił przeciw nam!".
Kiedy robimy dziś bilans tzw. kampanii wrześniowej, to pomyślmy - zamiast ochoczo powtarzać bezmyślnie stare sowieckie kłamstwa o "upadku państwa", "nieudolnym dowodzeniu", "chaosie" itp., pomyślmy również, że we wrześniu 1939 r. Polakom, którzy odzyskali swe państwo zaledwie 20 lat wcześniej, brakowało wszystkiego, tylko nie honoru, o który dopominał się od swych rodaków marszałek Juin.
Piotr Szubarczyk
IPN, Oddział Gdańsk"
Założenia planu "Z" były znane naszym aliantom. Mimo to w okresie od 3 września 1939 r. do 10 maja 1940 r. żadne z tych państw nie podjęło energicznych działań wojennych wobec Niemców i faktycznie nie wywiązało się z zobowiązań traktatowych wobec Polski. Sami Francuzi mówili, że to "drôle de guerre" ("śmieszna wojna")! Może więc pora spojrzeć na naszą tragedię wrześniową z innej perspektywy?
Niemcy z jesieni 1939 r. nie były jeszcze tą złowrogą, uzbrojoną po zęby potęgą, która w następnych latach zakrwawi świat i pozbawi życia miliony ludzi różnych narodowości. Krytykom i szydercom, którzy tak często - wprost lub w sposób ledwie zawoalowany - lekceważą wysiłek zbrojny Rzeczypospolitej podczas wojny obronnej 1939 r., warto zacytować ustalenia historyków dotyczące dysproporcji sił i środków między Niemcami a Polską: 5:1 w czołgach, 5:1 w samolotach, 3:1 w artylerii. Nawet w liczbie żołnierzy, w pierwszej fazie obrony, Niemcy nas przewyższali (1,5 mln : 0,9 mln), gdyż nasi alianci skutecznie opóźniali powszechną mobilizację w Polsce, by nie drażnić Hitlera. Ciągle żywy był duch Monachium!
Racjonalnie planując skuteczną obronę przed Niemcami, dowództwo polskie powinno było od początku wycofać główne siły za linię Wisły, pozostawiając na opuszczonym terenie tylko siły porządkowe. Taka strategia groziła jednak nowym układem Niemców z Zachodem, tym razem kosztem Polski. Dowództwo polskie musiało z niej zrezygnować, pozostawiając wojska na rozciągniętym do granic możliwości, pełnym słabych punktów froncie. Jedyną szansą zwycięstwa w tej wojnie był front zachodni. Dlaczego nie powstał? Według ustaleń historyków wojskowości, przewaga Francji i Wielkiej Brytanii była tu miażdżąca: 4:1 w artylerii, 80:1 w czołgach (!) i absolutne panowanie w powietrzu. Zapasy amunicji w jednostkach Wehrmachtu, ulokowanych na zachodniej granicy Niemiec, sięgały zaledwie trzech dni. Niemcy rzucili wszystko, co mieli najlepszego, na Polskę.
Francuzi nie chcieli jednak "umierać za Gdańsk". Może gdyby oczyma wyobraźni zobaczyli swą przyszłą klęskę, hańbę Vichy, kolaborację z wrogiem ich bohatera narodowego, marszałka Petaine'a, zrozumieliby, że to nie jest wojna tylko o Gdańsk, tylko o Polskę. Nie zawsze jednak starcza politykom wyobraźni.
"Cóż za hańba!"
Niedziela, 3 września 1939 r., była w Warszawie, mimo dotkliwych skutków pierwszych bombardowań, dniem radości i tryumfu. Zgromadzeni przed ambasadą francuską warszawiacy utworzyli potężny tłum wiwatujący na cześć naszych wspaniałych sojuszników, którzy dotrzymali zobowiązań. Tego dnia przed południem Wielka Brytania wypowiedziała Niemcom wojnę, kilka godzin później uczyniła to Francja. "Z podpisanych z Polską umów wynikało, że alianci rozpoczną natychmiast ofensywę powietrzną, w skali proporcjonalnej do zaangażowania lotnictwa niemieckiego w Polsce" - pisze prof. Paweł Wieczorkiewicz, znawca zagadnienia.
"Jednak Brytyjczycy i Francuzi, obawiając się tyleż nadmiernych strat, co spodziewanej riposty, ograniczyli się, po kilku nalotach na niemieckie bazy morskie, do obrzucenia terytorium Rzeszy... pacyfistycznymi ulotkami" (!). "Szef brytyjskiej misji wojskowej skomentował to jednoznacznie: 'wstydzę się za mój rząd'"... Alphonse Juin, wybitny francuski marszałek, po wojnie m.in. dowódca sił lądowych NATO w środkowej Europie, napisał z goryczą: "Dlaczego nie zaatakowaliśmy natychmiast na naszym froncie, gdy wojska niemieckie rzuciły się na Polskę? Jakiż błąd niewybaczalny! Nakazywał to przede wszystkim honor (...). Cóż za hańba! (...). Z punktu widzenia strategii popełniliśmy błąd ciężki. Nie było ryzyka. Wszystkie niemieckie dywizje pancerne, z wyjątkiem jednej, były zajęte w Polsce. Niemcy nie mieli prawie żadnych sił przeciw nam!".
Kiedy robimy dziś bilans tzw. kampanii wrześniowej, to pomyślmy - zamiast ochoczo powtarzać bezmyślnie stare sowieckie kłamstwa o "upadku państwa", "nieudolnym dowodzeniu", "chaosie" itp., pomyślmy również, że we wrześniu 1939 r. Polakom, którzy odzyskali swe państwo zaledwie 20 lat wcześniej, brakowało wszystkiego, tylko nie honoru, o który dopominał się od swych rodaków marszałek Juin.
Piotr Szubarczyk
IPN, Oddział Gdańsk"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz