czwartek, 14 kwietnia 2011

DEMONTAŻ POLSKI: Polska w wyścigu na cmantarz!

Od dziesięcioleci toczy się w Polsce wojna między opcją, która uważa, iż Polaków rodzi się za dużo, że zagraża to dobrobytowi, przyczyni się do szybszego wyeksploatowania dóbr naturalnych, obniży standard życia itp., a między opcją, która uważa, iż należy tworzyć takie warunki w Polsce, by dzieci mogło się rodzić, wychowywać, w przyszłości pracować jak najwięcej, gdyż stanowią ogromny potencjał, bogactwo danego państwa.

W PRLu były to działania przede wszystkim inspirowane przez - zapomnianego, nawet w środowiskach katolickich - pioniera nowoczesnej demografii Pana Walentego Majdańskiego, starszego brata arcybiskupa Majdańskiego. Pan Walenty był doradcą m. in. Prymasa Wyszyńskiego w tych sprawach. Prymas Wyszyński, Ks. Jerzy Popiełuszka czy Kościół katolicki w Polsce toczyli wówczas bój o dzieci i rodzinę.

Ale było też całe środowisko narodowe, polskie zarówno w PZPR, Wojsku Polskim, MSW czy w najbliższym otoczeniu Gierka, które lobbowało, wpływało na to, by zatrzymać spadek urodzin po wprowadzeniu aborcyjnej ustawy w 1956 roku. Rzecz jasna miało ono swoich zajadłych przeciwników zarówno w PZPR i innych oficjalnych strukturach państwowych jak i w tzw. opozycji demokratycznej. M. in. Jacek Kuroń torpedował wszelkie inicjatywy dotyczące ochrony dzieci nienarodzonych, których za PRL rocznie mordowano (od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy).

Wspólne działania doprowadziły do tego, iż dzieci zaczęło rodzić się coraz więcej. I to przeraziło Zachód, który do dziś w mentalności Polaków ma stereotyp pozytywny, a wówczas uważany za zbawcę, najlepszego przyjaciela mogącego nas wyzwolić od zniewolenia itp. Jaki to przyjaciel to dziś gołym okiem widać, ale pewne fakty dobrze będzie przytoczyć.

Od czasów anglikańskiego pastora Malthusa w tych grupach straszących przeludnieniem, snuje się widmo  i mania ograniczania rozrodczości wszelkimi sposobami (aborcja, antykoncepcja, sterylizacja, propaganda, model życia z pieskiem, kotkiem, byle jak najmniej dzieci, promowanie homoseksualizmu (obojętnie jakie ktoś ma preferencje bezdyskusyjnym jest, iż z dwojga ludzi tej samej płci nowych dzieci nie będzie przybywać), itp.
Rzecz jasna wiele ośrodków wolnomularskich popadło w ten zabobon przeludnieniowy i od - przynajmniej początku XIX w. - promują, jak to się ładnie nazywa, kontrolę rozrodczości. Rezultat jest taki, iż w Europie - w ogromnej części opartej na tej manii przeludnienia - ludzi ubywa, Polska, jak i cała Europa po prostu wymiera.

Ostatnio podnosi się głos, że to chyba coś jednak nie tak, bo arabów przybywa w tempie imponującym, z emeryturami jest i będzie ogromny problem itp.

Biorąc pod uwagę różne wskaźniki GUSu widać, iż w tym wyścigu na cmentarz Polska nie dość, że bierze udział, to jeszcze znajduje się w czołówce. Co prawda od kilku lat, być może za sprawą polityki LPRu blokowanej i torpedowanej, dzietność w Polsce nieco się zwiększyła (z 1,2 do 1,4 dziecka na kobietę), ale to wciąż za mało, by powstrzymać naród Polski od wymierania. Dopiero współczynnik rzędu (2,1) gwarantuje brak wymierania, choć jeszcze nie gwarantuje rozwoju.

Zadajmy pytanie dlaczego tak jest?
Dlaczego za Gierka i na początku lat 80. rodziło się ogrom dzieci w Polsce (600-700 tys. rocznie), a dziś o wiele mniej (350-450 tys. rocznie)?

Gdzie są źródła polityki wprowadzającej Polaków na cmentarny wyścig?

W następnych wpisach wskażemy przynajmniej 2 takie źródła:
  • niemieckie plany wyniszczenia Polaków i Słowian z roku 1939 i z 1942 za pomocą metod wojny infirmacyjnej;
  • noemaltuzjańskie plany przywidujące dla Polski ok. 15 milionów mieszkańców (pochodzące ze środowiska, amerykańskich, globalistycznych itp.).

Zachęcam by je archiwizować, sprawdzać rzecz jasna, i rozpowszechniać, gdyż w swych skutkach polityka depopulacyjna jest informacyjną, w białych rękawiczkach czynioną, rzezią na narodzie, nie tylko zresztą polskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz